Szybko w sprawie nowego sporu:

„Na Ukrainie” czy „w Ukrainie”? „Na Ukrainę” czy „do Ukrainy”?

Odpowiadam:

Po pierwsze — uważam, że nieźle znam język polski, sprawnie się nim posługuję i potrafię wyłapywać niuanse. Jak żyję, nigdy nie było tak, żeby zwrot „na Ukrainie” zawierał w sobie jakikolwiek podtekst „kolonialny”.

Forma „na” w odniesieniu do terytorium jednoznacznie konotuje bliskość i „ogarnialność” danego obszaru. Sugeruje, że dane terytorium jest dla nas „poznawalne”, że potrafimy się do niego odnieść i jakoś je określić, wydzielić z bezmiaru wokół. Że jest ono dla nas wyraźnie widoczne.

Mówimy tak o wyspach, bo niejako „wystają” z wody, ale też są tą wodą ograniczone i daje się je dobrze poznać. Mówimy tak też o krajach nam geograficznie i kulturowo najbliższych. Udajemy się zatem:

– na Słowację
– na Węgry
– na Litwę
– na Łotwę
– na Ukrainę
– na Białoruś

ale też:

– na Grenlandię
– na Baleary
– na Martynikę

itd.

Mówimy jednak zawsze:

– do / w Estonii

Przykład użycia formy „do” oraz „w” Estonii pokazuje, że nie mamy tutaj do czynienia z uznawaniem lub nie „niepodległościowego” statusu danego kraju a jedynie jego bliskość, swojskość. Estonia, aż do czasów najnowszych, nigdy nie była krajem niepodległym. W przeciwieństwie jednak do Litwy i Łotwy — nigdy nie zaliczała się do Inflantów polskich — była dla nas, w sensie kulturowym, obca.

Na tej samej zasadzie mówimy też kolokwialnie „na dzielni” (tej tutaj — która jest nam dobrze znana), ale jednak „w dzielnicy” — kiedy mówimy ogólnie o jakiejś jednostce administracyjnej.

Jak widać, nie ma tutaj żadnej konotacji kolonialnej — używamy formy „na” tak samo wobec Węgrów i Słowaków, których Polska nigdy nie podbiła, jak wobec Litwinów i Ukraińców, których kraje tworzyły niegdyś część polskiego imperium.

Jak żyję, nie spotkałem się również nigdy, żeby jacyś Ukraińcy czy Litwini oburzali się z powodu takiej konstrukcji w naszym języku.

Cały spór o użycie przyimków „na” i „w” jest moim zdaniem sporem całkowicie sztucznie wykreowanym przez środowiska lewicowe, które zwietrzyły, że płynąca do nas z Ukrainy fala uchodźców stwarza im kolejną okazję do „podrzucenia” nam kukułczego jaja w postaci takiego rozjątrzającego sporu kulturowego i ustawienia się samemu w roli „najbardziej słusznych” w sprawie.

Oczywiście — wmawianie Ukraińcom, że Polacy są „rasistami”, którzy mówiąc „na Ukrainie” zachowują się impertynencko i traktują ich „z góry” ma na celu podtrzymywanie dyskursu lewicy o „wszechobecnym rasizmie”, który sączy się z każdego zakątka naszej rzekomo „integralnie przemocowej” kultury. Protesty urobionych tak Ukraińców dadzą lewicy do ręki argument przemawiający za koniecznością wprowadzenia do szkół specjalnych programów uświadamiających dzieciom istnienie takich „wbudowanych” w kulturę i w język struktur dominacji i przemocy. Lewica będzie się więc domagać „reform” odpowiednio kształtujących „tolerancję” a w praktyce — niechęć do dziedzictwa naszej kultury. W narracji lewicowej, bowiem, cała kultura łacińska, to jedno wielkie pasmo opresji i traumy sprowadzanej na „uciśnione mniejszości” przez chrześcijaństwo i „biały patriarchat”. Wszystko trzeba więc zmienić i zacząć od nowa — na co gotowe recepty ma oczywiście owa lewacko-gejowska kamaryla.

Widać to doskonale w krajach anglosaskich, gdzie motywowana tak źle rozumianą tolerancją kultura społecznego wykluczenia konserwatystów doprowadziła już to tego, że w wielu szkołach administracja zaleca nauczycielom unikanie słów „mama” i „tata” w kontaktach z dziećmi. Słowa te mogą bowiem „obrażać” lub „sprawiać przykrość” dzieciom wychowywanym przez pary gejowskie.

W ten sposób lewica zawłaszcza język, rozpycha się w nim za pomocą postulowanej wszędzie nadzwyczajnej empatii i zręcznie przejmuje kontrolę nad kulturą. Zdurniali liberałowie dają się na to nabierać — od dawna z resztą stracili kontakt z rzeczywistością, w której wydaje im się, że ich „wolnościowy” pogląd jeszcze w ogóle coś znaczy…

Moja opinia:

Obie formy są dobre, ich wymienne używanie wyraża bogactwo języka, ożywiając go. Nie ma jednak nic nagannego w używaniu formy „na Ukrainie”! Nie dawajmy się lewactwu zaganiać w kozi róg – mówmy im wprost, co myślimy o ich wężowych radach:
NIECH SIĘ GONIĄ !!!

Komentarze z Facebooka