Do analizy przemówienia prezydenta USA Joe Bidena na Placu Zamkowym w Warszawie użyłem transkryptu opublikowanego na portalu Polska Times.

————-

Joe Biden oparł swoje przemówienie na motywie odwiecznej walki wolności ze zniewoleniem, starając się pokazać, że siły dobra, światła i miłości zawsze ostatecznie zwyciężają, czego namacalnym, znanym Polakom przykładem był upadek komunizmu, który pociągnął za sobą rozpad ZSRR. Prezydent USA odwoływał się tu do wiary i nadziei, które są konieczne dla podtrzymania ducha, kiedy rozum podpowiada, że walka będzie długa, że „tej bitwy nie da się wygrać w ciągu kilku dni czy miesięcy”. Stwierdził też, że „Musimy przygotować się na długą walkę, która nas czeka”, lecz nie rozwinął dalej tej myśli, więc nie wiemy, jakie konkretnie przygotowania ma na myśli, w których kierunkach będą one prowadzone i jaki jest nasz w nich udział. Przypomniał słowa Jana Pawła II: mamy nie lękać się, nie wątpić, nie zniechęcać i nie tracić nadziei.

W dalszej części w kilku zdaniach wyjaśnił, dlaczego nie zgadza się z głównymi tezami rosyjskiej propagandy. Wyjaśnił, że NATO jest sojuszem obronnym, że „denazyfikacja” Ukrainy to wyssany z palca pretekst.

Następnie przekonywał, że reakcja kolektywnego Zachodu była „szybka, potężna, jednolita, bezprecedensowa i przytłaczająca” a wprowadzone wobec Rosji sankcje – niszczące. Ich skutkiem będzie zapaść rosyjskiej gospodarki, która zostanie „zredukowana o połowę”. Z naciskiem zauważył, że NATO będzie bronić „każdy centymetr” swojego terytorium a Artykuł 5 jest „świętym zobowiązaniem”. Amerykański prezydent rozczarował zapewne widzów z Ukrainy zaznaczając wyraźnie, że siły amerykańskie „nie są w Europie po to, by angażować się w konflikt z siłami rosyjskimi (na Ukrainie), ale by bronić sojuszników z NATO”. Podkreślił jednak zaangażowanie USA w pomoc humanitarną jak też wojskową udzielaną temu krajowi. Wyraził też uznanie wobec narodu ukraińskiego za jego bohaterską postawę i zauważył, że rosyjska agresja na Ukrainę przyniosła Rosji strategiczne porażki: integrację narodowości ukraińskiej, konsolidację Zachodu, zespolenie NATO. Zauważył też, że wysokie koszty tej wojny już teraz dotykają zwykłych Rosjan, którzy w znacznej liczbie opuszczają kraj, że następuje ucieczka specjalistów a Rosja zalana jest kłamliwą kremlowską propagandą.

Prezydent USA wyraźnie zaznaczył, że „naród rosyjski nie jest naszym wrogiem”. Wyraził przekonanie, że szerokie masy społeczeństwa rosyjskiego nie akceptują zbrodniczej polityki przywódców na Kremlu. Podkreślił, że Rosja nie zasługuje na przyszłość, jaką przygotowała dla niej Władimir Putin. Odwołał się nawet do Opatrzności: „Na litość boską, ten człowiek nie może pozostać u władzy!”.

Ostatnie akapity przemówienia Joe Bidena zawierały znowu pewną liczbę konkretów. Prezydent USA ogłosił, że Europa „musi zakończyć swoją zależność od rosyjskich paliw kopalnych”, w czym Ameryka jej pomoże – przewodnicząca Komisji Europejskiej otrzymała nawet plan „który ma przeprowadzić Europę przez kryzys energetyczny. Zapowiedział też walkę z „płynącą z Kremla korupcją”. Następnie wskazał na wielkie znaczenie – także dla Polski „ciężkiej pracy na rzecz demokracji”, która jest warunkiem utrzymania jedności Zachodu.

————-

KOMENTARZ

Przemówienia amerykańskich prezydentów, zwłaszcza te o charakterze orędzia wygłaszanego w ważnych chwilach są zawsze aktami wysokiej rangi, których treść jest starannie przygotowywana i wyraża stanowisko władz amerykańskich w kluczowych sprawach. Obliczone są też na określony efekt – są komunikatem skierowanym ku przyszłości nawet wówczas, gdy w obszernych fragmentach opierają się na przeszłości.

Cóż zatem zostało nam powiedziane?

Moim zdaniem, amerykański prezydent oficjalnie zainaugurował właśnie na warszawskim Placu Zamkowym symboliczny początek Nowej Zimnej Wojny. Wojna ta będzie długa a konflikt na Ukrainie jest jedynie jej początkiem. Mieszkańcy krajów Zachodu muszą uzbroić się w cierpliwość, zachować wiarę w amerykańskie przywództwo i ze zrozumieniem podchodzić do niezbędnych wyrzeczeń. Jedynie zachowanie jedność daje szansę powodzenia, zatem nie będzie tolerancji dla jakichkolwiek odstępstw. Polska otrzymała wyraźne ostrzeżenie, że Amerykanie bardzo jednoznacznie rozumieją czym jest „liberalna demokracja” i że jednoznacznie proeuropejski kurs jest tutaj ważny. Oznacza to, uważam, że obecna administracja nie wyraziła zgody na wzmacnianie Międzymorza kosztem interesów Europy Zachodniej. Nasz region nie uzyskał, póki co, amerykańskiego błogosławieństwa na upodmiotowienie się. Waszyngton uznał zapewne, że to nie jest dobry czas na takie eksperymenty, że potrzebuje w Europie silnego partnera, niepodzielonego wewnętrznymi sprzecznościami. Jedność i tylko jedność, czyli… zapewne silna Unia Europejska, która może odciążyć USA. Dlatego wspomniana została jej Przewodnicząca, której Joe Biden przedstawił plan transformacji energetycznej a nie kluczowe kraje, które są najbardziej od rosyjskich surowców zależne. Niepokoi mnie również, że istota tej transformacji została określona explicite poprzez odwołanie do „czystych źródeł odnawialnych”, podczas gdy energetyka jądrowa została tu całkowicie pominięta, pomimo tego, że podczas wcześniejszego spotkania roboczego prezydent Duda wyraźnie wspominał o wielkim znaczeniu, jakie Polska przywiązuje dla wspólnych z Amerykanami projektów w tym zakresie. To pominięcie wydaje się świadome i może świadczyć, obym się mylił, że amerykańska administracja uznała, że „jedność Europy” będzie wymagać poświęcenia energetyki jądrowej, co byłoby wielkim tryumfem polityki niemieckiej i klęską Polski.

Treść przemówienia Joe Bidena sygnalizuje również dość jednoznacznie, że administracja amerykańska jest bardzo zaniepokojona losem Rosji. Padł dość jednoznaczny sygnał, że ewentualna wymiana osobowa na Kremlu będzie wystarczającym warunkiem, aby Ameryka powróciła do polityki normalizacji stosunków z tym krajem. Przyczyna jest oczywista. O ile w interesie Polski leży rozpad Rosji, to nic takiego nie leży w interesie USA. Chaos i niepewność związane z ewentualnym rozpadem rosyjskiej państwowości oznaczałyby dla Ameryki dramatyczny niepokój związany z losem rosyjskiej broni masowego rażenia, a także utratę kontroli nad ogromnymi zasobami naturalnym rosyjskiej Arktyki i Syberii. Chociaż Rosja nie jest przyjacielem Ameryki, to jednak nie jest Chinami i jest na tyle podmiotowa, że w każdej konfiguracji Chiny muszą liczyć się z oczekiwaniami strony rosyjskiej, co ogranicza ich dostęp do rosyjskich zasobów. Amerykanie nie widzą szansy na to, żeby jakikolwiek byt, który wyłoniłby się na tych terenach po ewentualnym rozpadzie Federacji Rosyjskiej, byłby w stanie oprzeć się ekspansji chińskiej, co zdecydowanie pogorszyłoby globalną pozycję USA. Amerykanie będą zatem chcieli pokonać Rosję tylko tyle „ile trzeba” i ani trochę więcej. Dlatego już teraz sygnalizują, że są otwarci na negocjacje, o ile zmieni się reżim w Moskwie.

Natychmiastowa reakcja prezydenta Francji, Emmanuela Macrona na słowa Bidena, że „ten człowiek nie może pozostać u władzy” świadczy zaś, że Francuzi mają nawet jeszcze mniejsze wymagania. Emmanuel Macron wciąż uważa Putina za partnera i wciąż wiąże nadzieje z możliwością dyplomatycznego zakończenia konfliktu na Ukrainie. Stąd te jego niekończące się telefony do Putina i nadzieje, że osłabiona wojną Ukraina „dojrzeje” wreszcie do pertraktacji. Prezydent Biden jest w pełni świadomy tych rozbieżności, jest świadomy niechęci Niemiec i Francji do jednoznacznego opowiedzenia się po stronie USA, stąd jego nad wyraz koncyliacyjna postawa i eksponowanie roli Unii Europejskiej, jako gwaranta koniecznej jedności Zachodu. Dlatego upomniał Polskę, żeby się nie wychylała nadwyrężając stosunki z EU. Strona Polska może teraz próbować jedynie utargować coś za cenę posłuszeństwa, ale nie padły żadne konkretne zobowiązania pod naszym adresem. Polska w ogóle nie została wzmiankowana jako strona, która będzie przez Amerykanów jakoś szczególnie wzmacniana czy wyróżniana. Otrzymaliśmy zapewnienie, że NATO będzie nas bronić, zapewne w ramach tego zobowiązania zostaną poczynione określone ruchy wzmacniające wschodnią flankę NATO, ale na tym rola Polski w amerykańskich planach się wyczerpuje. Jeśli marzymy o Międzymorzu, trzeba będzie te plany – jeśli w ogóle – realizować z następną administracją. Teraz musimy się skupić na tym, żeby Amerykanie nie wycofali się rakiem z budowy w Polsce energetyki jądrowej. Należy bardzo uważnie obserwować ich ruchy na tym kierunku.

Komentarze z Facebooka