Prawica z nieukrywaną Schadenfreude wyczekuje dziś upadku „Eurokołchozu” i żyje rzekomo przyszłościowymi projektami „Międzymorza”, strategicznego partnerstwa z Chinami, Turcją, odległą, lecz kuszącą wizją polskiej „potęgi regionalnej”, której bezpieczeństwo gwarantowane będzie przez Stany Zjednoczone i boską opatrzność w oderwaniu a może nawet wbrew interesom politycznym państw Europy zachodniej.

Na styku polskiego katolicyzmu i konserwatyzmu w zastraszającym tempie narastają tendencje odśrodkowe, umacniają się środowiska, których optyka geopolityczna nieuchronnie prowadzić musi do międzynarodowej izolacji naszego kraju. W ich narracji, o ile Rosja jest bezpośrednim zagrożeniem fizycznym polskiej państwowości, to Zachód jest jej zagrożeniem duchowym, źródłem rozkładu, utraty narodowej witalności, jest kolejnym wcieleniem chytrego Żyda, który pasożytował na pobożnych Polakach okradając ich z ostatniego, ciężko zarobionego grosza a z polskiej mąki i krwi polskich dzieci robił macę. Takoż i dziś – grzmi katolicko-narodowy Internet – zachodnie koncerny farmaceutyczne o niejasnej proweniencji z krwi niewinnych (abortowanych) polskich dzieci w sposób zbrodniczy wytwarzają potworne szczepionki.

Po trzecie, w dłuższej perspektywie, największym problemem jaki Polska ma z Kościołem katolickim jest dokonywana przez niego inwazja na krajowy system edukacyjny.

Można by rzec, że Kościół polski nauczył się używać polityków do tego, aby z ich pomocą w sposób uporczywy trzymać się tutaj augustyńskiej zasady „Cum veritatem qua liberetur ignoret, expedit quo fallatur” i wykorzystać słabość państwa do szerzenia najgłębszego obskurantyzmu i kołtuństwa w rodzaju afrykańskich egzorcyzmów księdza Bashobory, cudów eucharystycznych, „blizny Longchampsa”, obraźliwych dyrdymałów opowiadanych przez księdza Oko o gejach i ateistach, pseudonaukowych opowiastek ojca Chaberka na temat „Inteligentnego Projektu” czy szarlatanerii franciszkańskiego zakonnika-uzdrawiacza Teodora Knapczyka. Biskupi oraz związane z Kościołem media propagują też niemającą żadnego naukowego uzasadnienia naprotechnologię jako równouprawnioną wobec uznanych przez akademicką medycynę praktykę leczenia niepłodności. Proszę zwrócić uwagę, że świadomie pomijam te obszary kontrowersji, w których postawa Kościoła wynika z przynależnej mu afirmacji moralnej a wskazałem jedynie te elementy konfesyjnej narracji, które z całą pewnością nie mieszczą się w ramach tego, co określilibyśmy współczesną racjonalnością. Charakterystyczny jest tutaj bardzo powrót do zapomnianego już dawno nauczania o codziennym zagrożeniu ze strony osobowego zła (ks. Michał Olszewski, ks. Janusz Czenczek), wiary w złe duchy, upiory i demony, co w realiach polskich nie spotyka się z najmniejszym chociażby odporem ze strony państwowych instytucji naukowych czy edukacyjnych, które zachowują się tak, jakby problemu w ogóle nie dostrzegały.

Wprowadzenie nauczania religii do szkół oraz szerokie rozpowszechnienie wydziałów teologicznych przy uczelniach świeckich spowodowało naruszenie zasady rozdziału kształcenia świeckiego i religijnego. Polska kształci dziś prawie 2 tysiące doktorantów teologii rocznie – a więc więcej niż doktorów biologii, chemii czy fizyki a tytuły te przyznawane są przez renomowane uczelnie państwowe w sposób taki, jakby teologia była taką samą dziedziną poznania jak historia czy antropologia. W ostatnich latach udział samodzielnych nauczycieli akademickich związanych z wydziałami teologicznymi w ogóle nauczycieli akademickich na uczelniach publicznych wzrósł na tyle, że stał się dominujący.

Powoli można zacząć mówić, że w Polsce mamy do czynienia z narastającym rozdźwiękiem między paradygmatem nowożytnej racjonalności a codzienną praktyką edukacyjną. W szczególności, wciąż mamy do czynienia z niezrealizowaną przez państwo obietnicą powszechnego wprowadzenia nauczania świeckiej etyki w szkołach. W Polsce mamy prawie 13 tysięcy szkół podstawowych, 6.5 tys. gimnazjów, prawie 2 tys. liceów ogólnokształcących i ponad 1.5 tysiąca techników. Na te 23 tysiące jednostek edukacyjnych – program etyki realizowany jest obecnie jedynie w ok. 4 tysiącach placówek. To mniej niż 20%! Dodatkowo niepokoi pojawiająca się tendencja umocowywania katechetów w charakterze nauczycieli świeckiej etyki. Tymczasem wymiar godzinowy lekcji religii jest większy niż zajęć z przedmiotów przyrodniczych, których i tak bardzo ograniczony program jest dodatkowo przerywany przez wymuszone przez Kościół trzydniowe uczestnictwo uczniów w rekolekcjach wielkopostnych.

O ile katecheci mają komfortowo zapewniony czas zarówno na formację religijną jak i dyskusję światopoglądową z uczniami, podczas której mogą ich swobodnie przekonywać, że poza religią katolicką nie znajdą spójnego systemu objaśniającego miejsce człowieka w świecie, że poza prawem tzw. naturalnym wyprowadzonym z dekalogu nie ma aksjologii, która nie prowadziłaby do zbrodni i wynaturzenia, to nauczyciele świeccy takiej możliwości w Polsce nie mają. Polska edukacja w ogóle ucieka od pozakonfesyjnej możliwości swobodnej, nieskrępowanej dyskusji z dziećmi i młodzieżą. Pomimo licznych apeli intelektualistów i praktyków nauczania – nie udało się wciąż upowszechnienie nauczania filozofii w szkołach. Badanie z roku 2014 pokazało, że w ramach zajęć dodatkowych filozofii nauczano jedynie w 196 szkołach w Polsce, z czego jedynie w 18 placówkach w programie rozszerzonym. Z tych niecałych 200 szkół, w których filozofia jest nauczana, 120 znajduje się w miastach wojewódzkich a tylko 8 w gminach wiejskich. Przyjęty w kraju model kształcenia nie sprawdza się. Z roku na rok pogarszają się wszystkie bez mała wskaźniki edukacyjne a uczniowie nie radzą sobie z integracją zdobytej wiedzy. W szczególności niepokoją wyniki tegorocznej matury – egzaminu nie zdała 1/5 uczniów – z czego większość nie poradziła sobie z egzaminami z wiedzy o społeczeństwie oraz biologii. Tymczasem mówi się o bliskim wprowadzeniu religii na maturze (chociaż jeszcze nie w charakterze przedmiotu obowiązkowego). Intuicja podpowiada mi, że spowoduje to radykalne poprawienie statystyk maturalnych. Tylko czy właśnie na tak rozumianej edukacji powinno Polakom najbardziej zależeć? Wszak luki edukacyjnej spowodowanej przez wpojony od najmłodszych lat skrajny irracjonalizm przygotowujący umysły do natychmiastowej akceptacji nawet najbardziej fantastycznych teorii nie da się odrobić przez pokolenia!

* * *

Specyficzne umocowanie Kościoła katolickiego w Polsce prowadzi do szeregu niekorzystnych procesów, za sprawą których Kościół uzyskuje od państwa głębokie wsparcie tylko po to, aby uzyskane tak siły, środki i przywileje używać w sposób niezwykle trudny do utożsamienia z polską racją stanu. Na skutek lat zaniedbań powstała ogromna asymetria między stopniem dostępu do środków publicznych przez stronę kościelną a środowiskami niekonfesyjnymi, które pozostawiono bez umocowanego materialnego zaplecza. Wypowiedzenie zajmowanej siedziby otrzymała właśnie kultowa świetlica „Krytyki Politycznej” w Cieszynie – jedyny bodajże niekonfesyjny ośrodek swobodnej debaty światopoglądowej w całym regionie cieszyńskim. To symptomatyczne! Z wielkimi trudnościami lokalowymi i finansowymi borykają się właściwie wszystkie tego typu przedsięwzięcia. Wprowadzony w Polsce model społeczeństwa obywatelskiego nastawiony jest na samofinansowanie, co powoduje, że większość inicjatyw siłą rzeczy przybiera mocno komercyjny charakter, często przysłaniający główną misję działalności. System grantów i dotacji skierowany w stronę organizacji pozarządowych nie jest duży a przydzielane środki w przeważającej mierze rozchodzą się w inicjatywach wielkomiejskich, podczas gdy prowincja pozostaje skazana nieomal wyłącznie na inicjatywy kościelne. Utrwala się rozbijający wspólnotę narodową podział kraju na dwie wrogie sobie formacje światopoglądowe. Osoby o poglądach liberalnych, akceptujące bardziej otwartą, heterogeniczną strukturę społeczną koncentrują się w wielkich miastach, podczas gdy małomiejskie i wiejskie zaplecze kraju wyznaje poglądy przeważnie konserwatywne, z konfesyjną dominantą i niechętne wszelkiej ożywczej multikulturowości. Podział ten w znacznej mierze pokrywa się z nierównościami ekonomicznymi, co dodatkowo pogłębia i komplikuje sytuację. Trzeba tu wyraźnie podkreślić, że Platforma Obywatelska będąc tak długo u władzy wykazała się zaiste ogromną dezynwolturą w zakresie niwelowania napięć wynikających z tych strukturalnych odmienności.

Przed polską inteligencją oraz przedstawicielami oświeconego biznesu stoi wielkie wyzwanie przywrócenia w kraju równowagi między konfesyjnymi i niekonfesyjnymi źródłami wpływu na świadomość społeczną. Polacy oczekują od państwa aktywności w zakresie zabezpieczania narodowej tożsamości, lecz dalsze wzmacnianie jej zależności od religii i Kościoła jest drogą ku zatraceniu. Jeśli w Polsce sakralizacja sfery publicznej będzie nadal postępować w takim tempie, jak ma to miejsce obecnie, to w nieodległej przyszłości grozić nam będzie narodowa katastrofa. Jednak liczenie na to, że polski Kościół sam się opamięta lub że opamiętanie przyjdzie za sprawą papieża Franciszka jest naiwne. Realia bowiem są takie, że to właśnie manichejski, sekciarski i archaiczny polski Kościół przynosi Kurii Rzymskiej konkretny, nie do pogardzenia dochód w postaci Świętopietrza oraz opłat diecezjalnych na Stolicę Piotrową. A nie zabija się kury, która znosi złote jajka!

Komentarze z Facebooka

Strony: 1 2