Jest decyzja w sprawie likwidacji obowiązku szczepień — Sejm będzie pracował nad projektem STOP-NOP.
Możemy właśnie na własne oczy obserwować, kiedy liberalna demokracja dochodzi do granic i napotyka nieusuwalną w jej ramach aporię. Ostatecznie, każdy zwolennik przymusu szczepień musi dostrzec, że jedynym kryterium, jakie stoi za takim przymusem jest prymat idei dobra publicznego skonstruowanego w oparciu o kategorie naukowości nad innymi narracjami.
Tak skonstruowana narracja hegemoniczna stoi w konflikcie z mniejszościowymi dyskursami „kontrpubliczności”, które – zgodnie z postmodernistycznym trendem – emancypują się i domagają uznania własnej narracji za równoprawną. Kontrpubliczności te przychodzą z własnymi „wynikami” i własną ich interpretacją i kwestionują dominującą pozycję oficjalnej nauki instytucjonalnej jako „ustawkę” elit.
Liberalna demokracja w tym momencie wyczerpuje swoje możliwości – poza tupnięciem nogą przez elity – nic nie może zrobić, a przecież tak jawna przemoc, owo „tupnięcie nogą”, jest jakby wbrew samej doktrynie liberalnej, która została zbudowana na odrzuceniu koncepcji dominacji i dowartościowaniu deliberacji i kompromisu większości z mniejszościami.
Kiedy ten sam mechanizm dotyczy innych sytuacji – takich, w których idea „dobra publicznego” wydaje się w sposób mniej oczywisty zagrożona – środowiska lewicowe jednoznacznie stają zawsze w obronie dyskursu mniejszościowego. Kontrpubliczności są zawsze przez lewicę wzmacniane i to większość – jej zdaniem – powinna się nagiąć do oczekiwań emancypujących się mniejszości. Jednak tym razem lewica ma twardy orzech do zgryzienia. Antyszczepionkowa mniejszość występuje przeciw poglądowi, który został przez lewicę uznany za własny. Szczepionki są dobre – wierzy w to także lewica – lecz poza powoływaniem się na wyniki instytucjonalnej nauki – nie ma na poparcie tej tezy innych argumentów.
A przecież ta sama instytucjonalna nauka w podobny sposób broni technologii GMO czy energetyki jądrowej — tu również dane naukowe pokazują jednoznacznie, że ryzyko związane z tymi technologiami jest minimalne wobec korzyści, jakie z nich wynikają. Jednak w tym przypadku lewica preferuje zasadę ostrożnościową (precautionary principle) i wciąż domaga się kolejnych badań, które miałyby po raz kolejny upewnić nas, że napewno, ale tym razem już tak „napewno–napewno” nic nam nie grozi, choćby i w 13-tym pokoleniu.
Spór o przymus szczepień ochronnych w sposób wymowny obnaża bebechy theatrum liberalnej demokracji. Dzięki niemu możemy naocznie przekonać się, jakim koszmarem jest świat bez przemocy, która rozsądnie stosowana stawia ostrą granicę mniejszościowym dyskursom. Nie — nie będziemy uważać tajemnej wiedzy Indian Hopi, homeopatii, chińskiej medycyny tradycyjnej, ajurwedy czy aromaterapii za równoprawne wobec instytucjonalnej nauki narracje, gdyż jeśli uznamy je za takie, to przejdziemy Rubikon, za którym naszą cywilizację czeka już tylko rozkład.
Jeśli zatem obecny Sejm uzna narrację antyszczepionkowców za równoprawną, choćby ze względu na swoiście rozumiany leseferyzm — to zapisze się w historii – paradoksalnie – jako konserwatywny parlament, który dał wyraz ultralewicowemu rozumieniu równości. O tempora, o mores!
Komentarze z Facebooka