Zbigniew P. Szczęsny

Gdybym miał siebie w kilku słowach przedstawić, to powiedziałbym,
że jestem osobą łączącą bardzo gruntowną politechniczną wiedzę
w zakresie nauk ścisłych z niezłym rozeznaniem filozoficznym.

Od dłuższego czasu działam na rzecz świeckości państwa. Jestem członkiem-założycielem dwóch ważnych stowarzyszeń laickich: Koalicji Ateistycznej i Kongresu Świeckości. Zdarza mi się występować w audycjach Telewizji Racjonalista. W związku moją działalnością bywałem też zapraszany do różnych stacji telewizyjnych i radiowych oraz jestem autorem kilku artykułów publikowanych w prasie ogólnopolskiej.

Świeckość jest dla mnie rodzajem kultury politycznej – nieodzownym komponentem republikańskiego myślenia o państwie. Uważam, że rezygnacja z twardej egzekucji postulatu świeckości państwa skutkuje zawsze jego postępującą degeneracją spowodowaną przez uwolniony żywioł religijny. Objawia się ona silnym wzrostem nastrojów antymodernizacyjnych, swoistym fatalizmem i przyzwoleniem na powrót autorytarnych, postfeudalnych stosunków społecznych.

Upadek republikanizmu na rzecz tożsamości określonej konfesyjnie pociąga za sobą zabójcze dla nowoczesnego państwa zmiany. Granice obywatelskich wolności ulegają systematycznej erozji a dominacja wyróżnionego światopoglądu skutkuje brakiem ożywczych idei i systemowej erozji  kreatywności. Osobom niewierzącym lub wyznającym inną niż dominująca religię utrudnia się dostęp do stanowisk. Państwo ulega stopniowej klerykalizacji a jego polityka zostaje coraz bardziej podporządkowana interesom wiary.

Od pewnego czasu z zaniepokojeniem śledzę jak swoisty idealizm polityczny inspirowany myślą lewicową prowadzi w krajach Zachodu do coraz poważniejszego rozdźwięku między oczekiwaniami obywateli co do urządzenia ich krajów a ambicjami „postępowych” elit, które ignorując te oczekiwania angażują się na rzecz kolejnych projektów „uniwersalnego dobra”. Towarzyszący temu gwałtowna ekspansja konstruktywizmu prawnego. Przeróżne orzeczenia trybunałów ingerują coraz bardziej w te aspekty życia społecznego, które dotąd polegały na normach regulowanych kulturowo w sposób charakterystyczny dla narodowej specyfiki i tradycji. Widzieliśmy do czego doprowadziły próby wymuszenia demokratycznego porządku w krajach arabskich, które w ich wyniku zapadły się w otchłań religijnego sekciarstwa, anarchii i wojny domowej. Próby przyspieszonej „multikulturalizacji” Europy prowadzone w ramach szeroko rozumianego humanitaryzmu i uzasadniane potrzebami demograficznymi doprowadziły do gwałtownego wzrostu popularności ugrupowań skrajnie prawicowych i populistycznych.

Coraz bardziej w związku z tym opowiadam się za powrotem do myślenia w kategoriach tzw. polityki realnej – czyli do takiej wizji polityki, która nie waha się przyznawać, że jest reprezentacją określonych interesów a nie idei. Uważam, że jest to konieczne, aby przywrócić równowagę zaburzoną przez „tyranię wartości”, za sprawą której elity odcinają się od bazy społecznej. Polityka realna oznacza więc – jeśli posłużyć się słowami Henry Kissingera o Bismarcku – taki rodzaj działania politycznego, który nastawiony jest na osiąganie wyznaczonych celów bez ograniczeń ideologicznych.